search
top

Danao

AUTOR: Zenon Mazurkiewicz – Dubieński

IMIĘ: Danao
WZROST: 170 cm
WAGA: 63 kg
PŁEĆ: mężczyzna
WŁOSY: ciemny blond  
OCZY: piwne  
WIEK: 24 lata
RASA: człowiek

ARCHETYP: Bard (*umiejętności wrodzone)

Ko: 1      Po: 1      Si: 1      Zm: 3      Zr: 3      Zw: 2
In: 3      Og: 4      Wo: 2  

*WIGOR 1
*NASŁUCHIWANIE 1

*RZUCANIE  3
*SPOSTRZEGAWCZOŚĆ 2
TORTURY  1
*UNIK  2
*WALKA BRONIĄ 1
*WALKA WRĘCZ  1  
JEŹDZIECTWO 2  
*SKRADANIE 2  
*WSPINACZKA 1  
ETYKIETA 2  
PRZEMAWIANIE 2  
ROZMAWIANIE 3  
SZELMOWSTWO 1  
ZIMNA KREW 1
CZYTANIE I PISANIE: wspólny 2  
CZYTANIE I PISANIE: starsza mowa 1  
JĘZYKI: *wspólny 3  
JĘZYKI: starsza Mowa 2  
*WIEDZA: o rodzinnej Cintrze 2  
WIEDZA: o heraldyce 2  
SZTUKA: układanie poezji 3  
WYSTĘPY: gra na lutni 2  
WYSTĘPY: śpiew 4  

OSOBOWOŚĆ:
HONOR: 2
PRZYGODA: 3
REPUTACJA (barda): 4  

Uzbrojenie:elfia lutnia, stara cintryjska lutnia ćwiczebna, bardzo eleganckie ubranie (zawszenowe)  
Broń:zwykły miecz, trzy sztylety  

Żywotność:23  

Walory:Profesjonalizm w śpiewie  

Jeździec 

Ruszyłna trasę samotny jeździec 
Istukot kopyt rozległ się w mieście 
Dokądjedziesz Czarny Młodzieńcze 
DokądTwe szlaki prowadzą dziś 

Niktnie usłyszał odpowiedzi Jego 
Gdyznikł z za rogiem uliczki ostatniej 
Itylko stukot kopyt czarnego konia 
Cichłgdzieś za miastem w dali… 

Opowieśćbarda Nyorda: 

Ajuż tak pięknie było.

Tedwa tygodnie minęły jak mrugnięcie powieki.

Dziśprzyniesiono pismo – list. Jakiś F. V. A. A. porwał krasnoluda Sofreno. I piękną czarodziejkę Savoisse. Jak sięnie stawimy w posiadłości Mont Vert, to ten ktoś ich zabije.

Cóż,szkoda ruszać z „Le Vetuste Glaive”, ale trzeba. A tak chciałem, by sięjuż uspokoiło. W planach miałem odwiedziny w pałacu książęcym. MojaReputacja w Beauclair jest już wystarczająca, aby o taką wizytę się pokusić.

Aletrzeba jechać.

Ruszyliśmyz miasta dopiero po południu.

Caetiophkupił nowy kirys. A łucznicy dokupili strzał. Jedziemy w piątkę, do wyprawydołączył mój ochroniarz. Jak to mówiono w Cintrze: „strzyżonego balwierzstrzyże”. Wieczór zastał nas w drodze. Elf Erethell znalazł nawet zacisznąpolankę. Próba kąpieli Klary Artury spotkała się ze spontanicznym izdecydowanym sprzeciwem. My już znamy te jej kąpiele w bieżącej wodzie.Znowu wyskoczy z tej wody z wrzaskiem, a za nią jakaś poczwara lub wiedźmin.Nie, tylko tego nam tu brakowało – bitwy w lesie. Przecież jedziemy uwolnićSofreno i Savoisse.

Mimomoich czarnych myśli noc minęła – wyjątkowo – spokojnie. O brzasku byliśmyprzed posiadłością, brama była otwarta – jakby ktoś zapraszał nas do wejścia– więc skorzystaliśmy z zaproszenia.

Komitetpowitalny – sześciu zbrojnych, a co! – czekał na nas nie na dziedzińcu,lecz wewnątrz domu. Wywiązała się krótka walka, Caetioph znów jest wformie i z jego ręki padło dwóch. Ten (Caetioph) to ma zdolności. Ranni niechcieli rozmawiać, więc ich dobiliśmy. Potem zwiedziliśmy trochę dom. Wkuchni znaleźliśmy zejście do podziemi, tak na wszelki wypadek zabarykadowaliśmyje.

Późniejbyło piętro, tu już nie było ciekawie. Najpierw z Caetiophem tonęliśmy wbrudnym, śmierdzącym bagnie, brrr, a potem były trupy i czarne ohydnepoczwary – ghule. Dobrze, że były to tylko nasze zwidy.

Autorlistu, zapraszającego nas do tej posiadłości, czekał na nas w dużej sali.Był magiem i nie dość tego jeszcze bratem Varnhagena i Genhena var AssireAilill. Nawet się, łobuz, przedstawił, na imię miał: Fergus. To byłnaprawdę ciężki przeciwnik. Ale dostało się tylko mnie i mojemuochroniarzowi – Gussowi. Ale jak go potraktowałem woreczkiem z pieprzem, tozaczął kichać i stracił renons. Wtedy Caetioph z Erethellem dobrali mu siędo skóry. Więc mag udał, że go nie ma i znikł. Otworzył sobie portal abyuciekać, ale nie przewidział, kanalia, że my pójdziemy za nim. Niedalekozresztą chciał się oddalić, tylko jakieś dwie, trzy mile.

Caetiophi Erethell pobili go do nieprzytomności, a potem prawie sami się nie pobili,tak ostro dyskutowali, co zrobić z magiem. W końcu stanęło, że go zabiją ijak uradzili, tak zrobili.

Jastwierdziłem, że nic tu po mnie i udałem się z powrotem do posiadłości. Zemną ruszyła Klara Artura, a jakiś kwadrans później do budynku udali siętakże Caetioph i Erethell.

Wdużej sali zastaliśmy Guss, ten biedny chłopak płakał i szlochał. Tewszystkie wydarzenia w posiadłości okazały się ponad nerwy ochroniarza zBeauclair. Przyzwyczajony widać był tylko do obijania twarzy i wynoszeniapijanych, żeby on wiedział, co my widzieliśmy ?!

Znaleźliśmyteż prawowitych właścicieli posiadłości Mont Vert. Byli równie przerażeni,jak Guss. Wyrazili zamiar sprzedaży swojej własności, więc aby kuć żelazopóki gorące, zaproponowaliśmy wspólnie z Erethellem rozsądną cenę, zwłaszczajak na taką chwilę.

Odwiedzającpiwnice domuodnależliśmy krasnoluda Sofreno. Był jakiś apatyczny, nic nie mówiłi chyba nic nie widział.

Trochęposprzątaliśmy w domu, to znaczy, wyrzuciliśmy na zewnątrz sześć ciałzbrojnych pachołków maga, a ja  zaopiekowałemsię małym posążkiem, w który ponoć miała być zaklęta czarodziejkaSavoisse. Zapakowaliśmy na konia Sofreno, bo sam nie chciał i nie mógł jechać.I ruszyliśmy w drogę powrotną do beauclair, po drodze zabierając truchłomaga Fergusa v. A. A.

Agdy już dotarliśmy do naszej ukochanej karczmy „Le Vetuste Glaive”, tonajpierw wskoczyłem do balii, aby zmyć z siebie to i owo, potem ubrałem sięw wytworny kubraczek i zszedłem zjeść i coś porządnego się napić. Wraz zErethellem dobiliśmy targu o kupno posiadłości i przy obecności miejscowegonotariusza staliśmy się z elfem właścicielami ziemskimi. Caetioph stwierdził,że po rozrywce jaką była wyprawa po Sofreno, to teraz należy zjeść, wypići zatańczyć. Ten nieokrzesany wojownik zamówił nawet bardów i kapelę, abyprzygrywała do jego opróżnianiu kolejnych kufli.

Jaza to udałem się do pokoju, gdyż przybył wezwany medyk. Opatrzył moje rany,oraz rany Gussa. A na stan Sofreno orzekł, że nic tu po nim, że tu trzebamaga. Tfu, taka jego mać, ale trzysta denarów wziął za trzy osoby. A skądtu maga lub czarodziejkę? Jeden mag martwy leży w piwnicy karczmy, aczarodziejka Savoisse stoi w formie posążku przy moim łóżku.

Zmartwienieswoje topiłem w dobrym miejscowym winie. Bo przecież i szkoda Sofreno, iszkoda ładniutkiej czarodziejki Savoisse. Dosiadł się do nas Dermot, a chwilępóźniej przybyła jego przyjaciółka Tarisa – czarodziejka. Tylko jej możnazawdzięczać powrót Savoisse, oraz odzyskanie normalności przez krasnoludaSofreno.

Ajego pierwsze słowa, potwierdzające to, brzmiały:

PIWA!!!

 

Bardawysłuchał
i jego wino pił

Zenon Mazurkiewicz – Dubieński

2 komentarze do “Danao”

  1. Anonim pisze:

    bardzo dobre

  2. Anonim pisze:

    Ciekawe,nie powiem…

Zostaw Komenatrz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload the CAPTCHA.

top