search
top

Ona… – Opowiadanie Konkursowe #2

Zwycięskie opowiadanie nadesłane na konkurs
Zimowy Konkurs dla Wiedźminomaniaków!.

Autor: Gabriel 'Oleo’ Borowski

To już koniec. Trzeba z tym skończyć.
Gdy się to wszystko zaczęło, byłem młody. Nie, nie trwało to tak długo, tylko teraz czuję się zmęczony. Jak starzec. Kiedy zaczynałem, oboje byliśmy pełni życia. Dzisiaj ja jestem wyczerpany. A ona nie żyje.
Gdyby wtedy, kilka lat temu, podjęła inną decyzję, w ogóle by cię nie było.
Pamiętasz? Nie, nie możesz pamiętać. Powiem ci. Należy ci się to.
Siedem lat temu byłem obiecującym adeptem. Byłem przystojny, każda byłaby moja, ale jestem człowiekiem, w swojej nieograniczonej głupocie i pysze postanowiłem zdobywać niedostępne. Ją. Była jedyną, która nie oddałaby się mi nawet na szczytach Gór Smoczych. Pewnie dlatego chciałem, aby jednak była moja.
Ona, twoja… matka? Siostra?
Ty…?
Niestety, nie ja byłem obiektem jej upodobań. Wiem już, dlaczego, i to usprawiedliwia jej obojętność.
Wiedziałem, że leży teraz z inną kobietą w łóżku i oddają się nienaturalnej rozpuście. Wiedziałem, że mnie nigdy nie pokocha. Wiedziałem, lecz pomimo tego nie mogłem wymazać jej obrazu z umysłu.
Uciekłem od świata. W każdej kobiecie widziałem ją. Czasem wydawało mi się, że za mną idzie. Za każdym razem się myliłem. Nie mogłem tego znieść. Dlatego znalazłem się tutaj, w zapomnianym przez bogów i ludzi miejscu. Zapomnianym przede wszystkim przez nią.
Jaką pychą wtedy grzeszyłem! W mojej rozrywanej najdziwniejszymi, czasem przerażającymi pomysłami głowie zrodził się bluźnierczy pomysł. Postanowiłem ją mieć. Swoją własną, tylko moją, tutaj, na końcu świata. Wtedy nie mogłem wiedzieć, że się powiedzie…
Powoli zbierałem komponenty. Księgi z zapomnianymi zaklęciami. No i najważniejsze…
Nie byłem bez serca. Wieśniaczka była tu traktowana jak królowa. Kochałem ją jako tę, która da mi szczęście. Przez dziewięć miesięcy nie była chłopką, lecz matką żywego dowodu na ludzką potęgę twórczą. Moją potęgę.
Po tym czasie otrzymałem upragnione niemowlę. Idealna waga, wymiary, w pełni zdrowe. Nic z tego mnie nie zdziwiło. Przez te miesiące ciężko pracowałem, rzucałem wyczerpujące, potężne zaklęcia. Wieśniaczka musiała mi tylko dać dziecko. I dała. Sama jednak nie zobaczyła córeczki. Nie mogłem ryzykować komplikacji przy porodzie.
Wziąłem dziecko. Ciebie. Nie zostałaś narodzona. Wziąłem cię z łona wieśniaczki. Wyciąłem…
Potem rozpoczęła się najtrudniejsza część. Nie wyobrażasz sobie, ile kosztowało mnie szczęście. Ciężko pracowałem przez te lata. Bardzo szybko się rozwijałaś. Po roku miałaś ciało czterolatki. Wciąż cię pielęgnowałem, a ty powoli nabierałaś kształtów mojej pani. Twoja ciało wibrowało od magicznej rozkoszy we śnie. Moje skręcało się w prawie agonalnych bólach, jak ciało Falki na stosie, gdy dawałem ci cząstkę siebie. Codziennie. Abyś była moja.
Wtedy, dwa lata temu, dokonałem niemożliwego. Ujrzałem cię pewnego dnia. Nie jednak jako moją córkę, dziecko, które otrzymało od rodzica więcej niż jakiekolwiek inne. Jako ją. Spojrzałem na ciebie. Moje dzieło było perfekcyjne. W każdym detalu ją przypominałaś. Przez wiele lat żywiłem się wspomnieniem o niej. Teraz była przede mną.
To byłaś ty. Najdoskonalsza ty na świecie. Ona w tobie, bo byłaś nią.
Chciałem jednak więcej. Kochałem cię. Jak ja mocno cię kochałem! Kochałem ją. Nie, nie was. Bo obie jesteście jedną. Nikt tego nie pojmie, ja za tą wiedzę oddałem duszę diabłom już za życia.
Pragnąłem, abyś była doskonalsza. Żebyś była lepsza od oryginału. Aby jej pokazać, że sobie radzę bez niej! Aby jej pokazać, że kocham ją bardziej niż życie… Że kocham ciebie. Bo jesteś nią.
Nie, nie jesteś nią. Jesteś sobą…
Wtedy jednak się nie powiodło. Dalsze próby wywołały nieprzewidywalne skutki. Widziałem jak cierpisz. Pamiętasz to? Ja tak. Nie mogłem pozwolić, abyś odeszła… Nie drugi raz. Nie byłbym w stanie powtórzyć tego wszystkiego. Są cierpienia, których człowiek nie przeżyje drugi raz. Nie skaże się na nie, znając ich wymiar, nieważne jak wielkie targają nim namiętności.
Musiałem to odwrócić. Nie wiedziałem jednak, że moja decyzja sięgnie tak daleko wstecz. Zapomniałem, że magia, którą operowałem, jest niestabilna. Nieznana. Ten chaos dał o sobie znać.
To wtedy stałaś się tym, czym jesteś. To wtedy utraciłaś twarz. Skórę. Włosy. Wszystko.
Jedyne, co ci pozostało, to dusza. Płonąca do dziś w twoich oczach. Tylko je widzę. Tylko one mi towarzyszą od tylu lat. Twoje oczy, zawieszone w nicości. Wiem, że pod tą warstwą niewidzialności wiąż jesteś piękna. Są rzeczy, które nie mają prawa się zmienić…
Teraz to już nie ma znaczenia. Widzisz te drzwi? Tylko one oddzielają nas od zaklęcia. Wiesz, co za nimi jest? Ogień. Czysty, magiczny ogień. Pochłonął już wszystko w tym domu. Modlę się… Nie, nie o siebie, moja dusza już dawno została stracona.
Modlę się, aby nikt nigdy nie zrobił tego, co ja zrobiłem.
Zabiłaś ją. Odebrałaś jej życie. Sprowadziłem ją po tylu latach, aby się ujrzała, aby dostrzegła siebie w twoim obliczu, lecz ty ją po prostu zabiłaś.
Kogo zabiłaś? Ją? Przecież nie ma jej i ciebie. Spoglądam raz na jej martwe ciało, raz w twoje oczy… I nie widzę różnicy. Nie ma was dwóch. Jesteś tylko ty. Czyli tylko ona. Czyli…
Już widzę tylko jedną. Tylko jedną. W waszych dwóch osobach. Nie ma już ciał. Nie ma dusz. Ciało i dusza. Jedno…
Nie mam do ciebie żalu. Zabiłaś się, lecz wciąż mam… Ciebie…
Żałuję, że nie mogę usłyszeć z twoich ust ani słowa… To również utraciłaś, jak widoczną fizyczność. Patrzę na ciebie, z przetrąconym karkiem i zdaję sobie sprawę z tego, że już nigdy do mnie nie przemówisz…
Drzwi skrzypią, długo nie wytrzymają.
Spójrz na mnie. Ostatni raz. Usiądź obok nas. Obok swego martwego ciała i mnie. Usiądźmy w trójkę, tylko ty i ja. Spójrz na mnie, proszę… Dziękuję, masz piękne oczy… Tylko je widzę, żałuję, że nie mogę zobaczyć twej twarzy, której widokiem się właśnie cieszę. Masz piękną skórę, pozwól mi jeszcze na nią popatrzeć. Jest blada, smuciłbym się, że już nie jest taka rumiana, ale na szczęście jej nie widzę. Jesteś jedyna na świecie, wiesz? Nie ma takiej drugiej jak wy. Kocham tylko ciebie, ty mną jednak wzgardziłaś, więc cię stworzyłem. Podaj mi rękę. Jedną już trzymam. Masz zimną, martwą dłoń. Druga jest ciepła, lecz niewidoczna. Cierpię, bo umarłaś… Na szczęście wciąż żyjesz, bo gdybyś umarła, cierpiałbym…
Drzwi spłonęły. Wszystko wokół zajmuje się ogniem. My również. Boli. Bardzo boli. Tak jak wtedy, gdy cię tworzyłem. Tak jak wtedy, gdy mnie odrzuciłaś dla innej. Tak bardzo cię kocham…
Płoniemy…
Tylko ja i ty. Nasza trójka.

8 komentarzy do “Ona… – Opowiadanie Konkursowe #2”

  1. Osa pisze:

    debeściackie!!! duuużo, DUŻO lepsze niż to drugie!!! po prostu cudo ^_^

  2. feainnea pisze:

    Ehhh… [i]Ona[/i]… Te czasy, kiedy powstało to, co Cię zainspirowało do napisania [i]Niej[/i], aż łza się w oku kręci…
    Podoba mi się. Jest takie… No, w Twoim stylu.
    Daję 7.

  3. Sienio pisze:

    bardzo fajnuitkie… ciekawe.

    daje 9

  4. Gasapar pisze:

    Ahh, ta nasza ukochana filozofia… A może się mylę ?? Tak czy siak fajne 😀

  5. Oleo pisze:

    Eeee… Dzięki wielkie Wszystkim 🙂

    N/A? Szczerze mówiąc bardziej pasuje mi pseudonim Oleo 😉
    Masz rację, Fen – to opowiadanko ma tytuł. Krtóki nawet i treściwy: [i]Ona[/i]…

  6. borg pisze:

    [b]Info[/b]
    Dokonałem zmian w 'autorze’ i tytule opowiadania 🙂

  7. dijkstra pisze:

    To o kapłanie Willemerze i Filippie Eilhart? 🙂 Żartowałem, niezłe niezłe.

  8. Oleo pisze:

    Dzięki, Borg. Swietne uczucie: słońce za oknem, ptaszki śpiewają, a ja mogę podziwiać swój nick 😉

Zostaw Komenatrz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload the CAPTCHA.

top