search
top

Zdarzyło się w Dresdein

Zdarzyło się w Dresdein…

Jest to pierwsza opublikowana przeze mnie na tejże stronie praca, wszelako nie liczę na wyrozumiałość, jeno ostrzegam: Jest to fragment księgi, która w bólach przychodzi na świat, dlatego jeśli złapię kogoś na plagiacie, to mu bez ceregieli nogi z dupy powyrywam, o genitaliach nie wspominając. Miłej lektury.

Krótki opis miasta

Przygoda może mieć miejsce praktycznie wszędzie, pod warunkiem, że w danej okolicy nie ma rasistów. Rzecz dzieje się w dużej wiosce, która kilka lat temu awansowała do rangi miasta ze względu na odbywające się w niej turnieje rycerskie. Miejscowość nosi nazwę Dresdein, wie o niej każdy rycerz w promieniu stu mil, jednakże, jak już wspomniałem, miasto rozwija się, toteż wieść o nim idzie w świat. Miasto nie toleruje rasizmu, gdyż w jego obrębie żyją w równej proporcji: ludzie, elfy oraz krasnoludy.

Ludzie zajmują się głównie rolnictwem, poznali oni metody uprawy gleby, od płodozmianu po nawożenie ziemi. Należy też wspomnieć, że są to ludzie chytrzy i cwani, miłujący się w zabawie cudzym kosztem, chociaż mieszkańcy miasta są w zasadzie na tyle rozsądni, żeby nie wdawać się w rozmowy z rolnikami… Oprócz tego ludzie parają się administracją, oraz organizowaniem słynnych gonitw rycerskich. Gros przejezdnych stanowią właśnie ludzie. Nie można również zapomnieć o tym, że straż miejska składa się wyłącznie z przedstawicieli tej rasy. Nie, żeby chodziło o dyskryminację. Po prostu nikomu innemu nie chce się chodzić po mieście z halabardą, mieczem i sztyletem, odzianym w grubą przeszywanicę i kolczugę.

Ano, prze pana, ładnie rośnie… Żeby tajemnica zdradzić? No nie wiem, gdybyśta mi pomogli kapke w robocie, czymu nie? No dobra, widzisz pan ten szlachytny nawóz? Nie, nie gówno, nawóz… No dobra, gówno, co za różnica. To jest ten sekret… Ale gdzie leziesz, obiecałeś pomóc!

Coś pan sprzedawał? Kupował? To po co pan tu przyjechał? Może na gonitwy? Jako uczestnik? No nie wiem, nie będąc szlachetnie urodzonym, nie każdy zechce się potykać z panem… A, miejsce na widowni… Dwa oreny od osoby…

Ty, na ulicy się nie śpi! Won mi stąd, bo z buta pociągnę… Ty mi coś bratku źle wyglądasz, dwie przecznice dalej jest lekarz. Tylko się nie pomyl, bo naprzeciwko mieszka mistrz mikstur wyższych, he, he, he… Latarnie? Mam nadzieję, że rada miasta nie wpadnie na to! Jeszcze tego brakowało, żebyśmy musieli łazić z latarniami…

Elfy żyją wśród drzew, na których, oraz pod którymi, pobudowały swe siedziby. Wbrew wszelkim utartym stereotypom, elfy te nie są fanatykami drzew. W lesie widzą one swoją przyszłość, gdyż potrafią jak nikt wykorzystywać jego dobra. Niewielu jest ludzi, którzy patrząc na drzewo potrafią wyczuć jego jakość, poznać jego wady. Elfy zaś, ścinając drewno na opał, wycinają jedynie drzewa do niczego innego niezdatne.

Mój przyjacielu, spójrz na to drzewo, co o nim powiesz? Że lipa? A ja powiadam, że jest to siedemdziesięcioletnia lipa szerokolistna, przyjrzyj się uważnie, dostrzegasz te liczne sęki? Nie? Nea glentia! Myślałem, że to oczywiste, spójrz, ile gałęzi… Patrz tam, ten odcinek z czyreniem… Nie wiesz, co to czyreń? Farls drean! Będzie zgnilizna w tym miejscu, zgnilizna jamkowata, przyjacielu… A widzisz tamtego dęba błotnego? Widzisz… no, pewnie nie widzisz, ale powstał tam zakorek, jest i huba, skręt włókien, a na tamtym wielordzenność…

Siła by gadać o elfach. Z drzew elfy biorą to, co najlepsze. I znowu trza by powiedzieć o drewnie akustycznym, o gatunkach bardzo wytrzymałych, bardzo twardych… Elfy wiedzą, jak dobrze wykorzystać las, a w dodatku, jak o niego dbać.

Kolejna frakcja zajmuje się płatnerstwem, kowalstwem, złotnictwem, wyrobem broni i wszelkim innym rzemiosłem, z którego krasnoludy tak słyną. Nie zajmują się jednak górnictwem, jako że w pobliżu nie ma ani jednej kopalni. Jeśli zaś chodzi o budownictwo, to wystarczy spojrzeć na mury miasta, jakie właśnie powstają…

Potrzebujesz dobrej zbroi? Hm, przyjacielu, przynieś gorzałki, to pogadamy… Sygnet? Dwie chałupy dalej, jeno grzecznie zapukaj i czekaj, bo we drzwiach jest taki, he, he, niewidzialny strażnik… Konia podkuć? No, panie szlachcic, w tym miasteczku masz to za darmo, wszelako, suszy mnie w gardle, co sprawę odwleka… Że niby pijak? Trzeźwy jestem jak dziecko, proszę pana… Panią?! Cholera, starzeję się! Ledwo sto dwanaście lat, a już główka szwankuje po kilku garncach gorzałki… Ile to może być warte? Pokaż pan, nie bój się, nie uślinię, jak wy to macie w zwyczaju… Jakieś trzydzieści koron, czyli przy dzisiejszym kursie około trzystu denarów…

Oprócz tych trzech ras w mieście żyje rodzina niziołków, które prowadzą monumentalną karczmę, miejsce, które jest niejako sercem całego miasta.

Pokoik dla dwóch osób? Dwanaście denarów… Że tanio? E, tam, po co więcej? No, może by się i przydało, bo na przyszły rok stawiamy drugą karczmę… Bażanta? Eeeeela!!! A, tu jesteś, bażanta pan prosi… Czy rozrywki są tu? Kleo i Deni zaraz będą grać, datki wolne… Stajnia? No jasne! Nie chwaląc się, do tej stajni wejdzie i dwadzieścia koni… Ej, ty! Do ciebie mówię, szmaciarzu, chcesz mieć dwanaście cali drewna w dupie?! Nie? To łapy precz od tej sakiewki!

Kolejną frakcją są gnomy. Co prawda jest ich tylko czterech, ale z powodzeniem zarabiają na życie jako lekarz, mistrz eliksirów, jego czeladnik, oraz mistrz mikstur wyższych…

Konował? Ja ci dam konowała! Gdyby nie moja wiedza jużbyś ze trzy razy był pochowany! A teraz pokaż tę nogę… Usunięcie ciąży? Ja życie ratuję, proszę pani, a nie odbieram. Że niby nie umiem?! Po prostu brzydzę się tym! A poza tym, po kiego grzyba to pani, skoro pani nie jest w ciąży? Skąd wiem? Ano, ma się to coś. Na przyszłość? Na przyszłość pani bierze te pastylki, gwarantuję, że nie zajdzie pani w ciążę… Skąd wiem? Sprawdzone, sprawdzone… Toż ja i księżniczki… Ups, mam za długi język…

Ta mikstura sprawi, że twój najgorszy wróg stanie się twoim najlepszym przyjacielem… Do czasu, oczywiście. To? Eliksir prawdy, nie można po nim kłamać… To mikstura miłości, jeszcze nad nią pracuję, ponieważ na razie występują skutki uboczne w postaci gazów… Trucizna? Ja trucizn nie produkuję! Poza tym niczego mi nie udowodnicie!

Coś czuję, że to będzie potężna mikstura… Tak, tak, miałem rację, psia mać, chyba dziewięćdziesiątka mi wyszła… Gorzałkę? Gorzałkę?! Ja nie produkuję zwykłej gorzałki, ja jestem twórczy! Jeśli chcesz coś ode mnie, to podaj liczbę w procentach, w przedziale od sześćdziesięciu do dziewięćdziesięciu dziewięciu i dziewięciu setnych…

Stosunkowo niedawno do miasta przybył wiedźmin, albo raczej ekswiedźmin. Nikt nie wie, jakim cudem udało mu się porzucić fach wiedźmina. Nie żeby gość był małomówny, choć w zasadzie dużo to on nie gada… Po prostu nikt nie pytał. Dość, że nikt nie ściga go jako renegata, a on sam zajął się szkoleniem straży miejskiej.

Chcesz tym żelazem mnie zabić, czy tylko masz taki kaprys, żeby sobie pomachać? Nie odwracaj się plecami do mnie, dopóki nie będziesz pewien, że nie żyję… Że niby piruet? Przy twoich zdolnościach za rok możemy szczęścia popróbować… Skąd blizny? Ta na piersi po ghulu. Było ich chyba trzech, nie pamiętam, pijany byłem… Ta na czole? Chlasnęła mnie zjadarka. Rzecz jasna, to była ostatnia rzecz, jaką zrobiła w swoim życiu… Ta na szyi? Zerrikanki dziwnie objawiają swoją miłość, zwłaszcza, jak doprowadzisz do tego, że mruczą…

Na skraju dzielnicy ludzi i krasnoludów stoi wieża maga. Czarodziej ten nie jest wybitną postacią, nie na tyle, aby kapituła miałaby się nim interesować. A jednak… Ludzie żyją z nim w przyjaźni, a to ze względu na fakt, iż potrafi przewidywać pogodę, a w razie zagrożenia klęską nieurodzaju, może on nagiąć prawa natury. Jego praca polega jednak na udoskonalaniu różnych rzeczy, od igły po budynek. Rzecz jasna, tani to on nie jest…

Obawiam się, że nie stać cię na to, mój przyjacielu, tarcza antymagiczna to naprawdę, sporo wysiłku… Najlepsze dzieło? Hm, pewnego dnia przybyła do mnie szlachcianka z wierną repliką fallusa. Twierdziła ona, że jest to rzecz tak doskonała, że nic nie przebije jej. No cóż, przegrała zakład ze mną, ale od tej pory szlachcianka jest jeszcze szczęśliwsza, niż była. Dlaczego? Ee, no, tego, wibracje… Masz dziesięć… nie, pięć sekund, żeby to odłożyć, potem zmienię cię w kobietę i oddam do burdelu…

Wszystkie te rasy spotykają się na co dzień podczas pracy, w karczmie, lub w miejscu, które po gospodzie niziołków jest najczęściej odwiedzane przez mieszkańców – przybytek lady Cross, zamtuz, jakich mało, burdel wysokiej jakości… Doprawdy, nie wiem, czy powinienem się rozpisywać…

Witaj, wojowniku, czy pragniesz odprężyć się w ramionach jednej z moich dziewcząt? Dziewcząt, może taki potężny mężczyzna potrzebuje więcej kobiet… Proszę bardzo, dla pani też coś się znajdzie, drugie piętro, kochana, pokój szósty od lewej. Nazywa się Marcus… Ja? Och, cny rycerzu, oczywiście, ale nie wiem, czy dotrzymasz mi pola…

A oto i przygoda…

Drużyna wjeżdżając do miasta zostaje zatrzymana przez komando elfów. Jeżeli wśród BG jest elf, komando prowadzi drużynę do swej siedziby. Jak już wspomniałem, elfy żyją w lesie, który uważany jest za część miasta. Główny budynek mieści się na niewielkim, sześćdziesięciometrowym mamutowcu olbrzymim. Choć drzewo to liczy zaledwie pięćset lat, elfy właśnie je obrały na swą małą stolicę. Wokół drzew leśny lud zbudował platformy, połączone ze sobą systemem mostków. Pod drzewami elfy wybudowały swe domostwa, które często tworzą korzenie drzew. Wszystko to, mimo ogromnej masy, wygląda lekko, wręcz zwiewnie, jak to zwykle u elfów bywa.

Drużyna nie wkroczy do stolicy w komplecie. Ten przywilej jest zarezerwowany wyłącznie dla elfa. Wkroczy on więc do obszernej sali, której ściany i sklepienie stanowią splecione ze sobą gałęzie. W sali jest wiele elfów, wszystkie zaś skupione wokół swego wodza, siedzącego na tronie, rzecz jasna, drewnianym… Wódz ten jest typowym, trzystuletnim elfem. Jego postawa wyraża nadmierną arogancję, głupią dumę i pychę. Przemówi on do gracza w Starszej Mowie, komunikat będzie zawierał mniej więcej taką treść:

Ceadmil, me frerein. Przybywasz do naszego miasta w złych czasach… Jako brat nasz, myślę, że poprzesz nas w konflikcie, jaki powstał niedawno. Wysłuchaj więc mej opowieści cierpliwie i nie przerywaj.

Jak zapewne wiesz, w mieście tym ludzie prowadzą turnieje rycerskie. Zaledwie tydzień temu zamordowano jednego z uczestników, niejakiego Gotfryda von Idless. Nad ranem usłyszeliśmy potężny huk, a kiedy przybiegliśmy na miejsce, z którego dochodził, ujrzeliśmy dwóch krasnoludów, broczących we krwi i mięsie owego rycerza. Zarżnięto również jego konia, ale w taki sposób, że nie dało się odróżnić ich ciał… Co tu dużo mówić, ich członki leżały na całej drodze! Rzecz jasna, pojmaliśmy jednego krasnoluda… Dlaczego jednego? Bo, drugi, bloede d’yaebl, uciekł! Krasnoludy ukrywają mordercę, ale jeden siedzi u nas w lochach… Od tejże pory krasnale są naszymi wrogami, a to, że jeszcze nie wystrzelaliśmy ich, to tylko kwestia zawieszenia broni… Ale to nie koniec naszych problemów. Oto ludzie nie tylko nie poparli nas, ale… Słodka Melitele! Oskarżyli mego syna o to morderstwo! Pojmali go w momencie, kiedy poszedł do tego gnoma, Bedrisa… Ty i twoi przyjaciele musicie nam pomóc w tym konflikcie. Oczywiście, możecie mieć odmienne zdanie na ten temat, ale jako elf powinieneś dociec prawdy, w co wierzę z całego serca. Za pomoc ciebie i twoich towarzyszy nie minie nagroda, mamy tu broń godną samych bogów! A teraz idź, spytaj tych żałosnych dh’oine o ich zdanie.

Co robili wtedy pozostali BG? No cóż, zawsze mogli spróbować handlu z elfami. Jednakże nie każda rasa ma równe szanse na to. Krasnoludy, dla przykładu, oprócz wiązki elfach przekleństw, nic nie otrzymają. Ludzie mają szansę na handel po teście dyplomacji o stopniu trudności 5. Inne rasy nie będą miały problemu w sprzedaży, czy też kupnie czegokolwiek. Zwłaszcza wiedźmin ma duże perspektywy, a to ze względu na dostrzegalne gołym okiem faworyzowanie tej postaci. Dlaczego? Otóż, jeżeli dojdzie do starć z ludźmi, to ktoś będzie musiał pokonać Vrena, wiedźmina, który walczy u ich boku. Któż może zabić takiego wojownika, jeśli nie inny wiedźmin? Dlatego też ta profesja może liczyć na specjalne zniżki, drobny prezent i ogólną sympatię. Co mogą zaoferować elfy? Nie muszę chyba mówić o łukach, to wiadoma sprawa. Warto jednak wspomnieć o styliskach do toporów, które cechują się dużą wytrzymałością, o wspaniałych cięciwach splecionych z włosów elfów, które nigdy nie pękają, o strzałach, które to mogą być zatrute…

Kiedy hanza znów będzie w komplecie, elfy odprowadzą ją do jednego z neutralnych miejsc. Miejscem takim jest karczma. Trzeba jednak uwzględnić jeszcze jedną możliwość: Co, jeśli w drużynie nie było elfa? No cóż, wtedy hanza, wśród licznych szyderstw i przekleństw, również dotrze do karczmy, tyle, że nie dane jej będzie odwiedzić na starcie elfów.

Zanim drużyna wejdzie do karczmy, prawdopodobnie wprowadzi konie do stajni, chyba, że tych koni nie mają… Zakładając, że wprowadzą je do stajni, chłopak stajenny zauważy, że jeden z koni zgubił podkowę. Młody niziołek poradzi od razu udać się do kowala Bodulfa, który podkuwa konie przejezdnych za darmo, w ramach, hm, atrakcji miejskich. Chłopak odradzi zwlekanie z wizytą u Bodulfa, jako że kowal za godzinę ma przerwę na „małe co nieco”, a rzadko wraca do pracy trzeźwy, przez co jest dość trudny w obejściu.

Jeśli drużyna uda się do kowala, to należy po raz kolejny wniknąć w skład drużyny. Jeśli jest w niej krasnolud, wtedy hanza zostanie przyjęta przez Horna Romalena, tutejszego przełożonego krasnoludów. Nie będzie on siedział w pięknej sali, na rzeźbionym tronie. Właściwie, to drużyna (cała!) zastanie go w nieco większej chałupie, za stołem… Krasnolud ten prócz tego, że zupełnie osiwiał, niczym nie różni się od swych współziomków. Na pierwszy rzut oka, jest zupełnie skacowany, ale gdy jeden z jego przybocznych powie mu o przybyłych BG, wnet podniesie się i zmierzy groźnie każdego nich swymi stalowymi oczyma. Nie wyciągnie też żadnych konsekwencji względem elfa, jeśli oczywiście takiż w drużynie jest, ale też nie zamieni z nim choćby jednego słowa. Zwracając się do krasnoluda z drużyny, opowie następującą historię:

– Ha, chłopie, złe czasy nastały… Wszelako nie tak złe, żeby gadać o suchym pysku, napij się… Nie dalej jak tydzień temu zamordowano tu jakiegoś człowieka, Gofra don Iplez, czy jakoś tak… Kto by spamiętał! Na miejsce zbrodni przybiegli zaraz moi synowie, Bjern i Dinar… Dlaczego oni? To nawet ludzie wam powiedzą, że nasza dzielnica leży najbliżej tego miejsca… Teraz jednak wkraczamy w temat… Nie chcę urazić… Ale… Kurwa, w cztery oczy, przyjacielu, z moim synem!

Tak więc krasnolud wkroczy do przyległej izby, w której znajdzie półprzytomnego rodaka. Prawdopodobnie wypił tyle, co ojciec, ale głowę miał nieco słabszą. Historię opowie jednak tak, jakby to było wczoraj:

Ja i Bjern siedzieliśmy se wtedy na łące. Ściślej rzecz biorąc, leżeliśmy, bo kapkę przebraliśmy miarę w piciu… Nagle usłyszeliśmy wybuch… Tak, wybuch… Wiesz dobrze, że my, krasnoludy, jesteśmy mistrzami górnictwa. Wiesz też, że już dawno odkryliśmy środki wybuchowe. Tedy powiadam ci, usłyszeliśmy wybuch, przybiegliśmy i patrzymy. Było na co patrzeć… Wszędzie leżały flaki, pełno juchy, mięso wala się nam pod nogami. Wiesz, po czym poznaliśmy tego człowieka? Po hełmie z osmalonymi piórami. Siarką trąciło na milę. Patrzeliśmy se tak, aż tu nagle zaroiło się od elfów. Te łapią Bjerna, próbują mnie, ale wyrżnąłem jednemu w brzuch i chciałem pomóc bratu, ale ten zaczął się drzeć, żebym po ojca skoczył. To skoczyłem… Spóźniłem się… Teraz siedzi se nieborak u kłapouchych… Ale to nie on! To ten czarodziej ludzi, mówię ci! Skąd by tu kto miał siarkę? Chyba jaki mag. A on nie ma tego… no, alei… alivi… o, alibi! Tylko, że my… my nie możemy powiedzieć, że to była siarka, bo to tajemnica… wiesz…

Krasnolud w końcu zsunie się na ławę i zaśnie twardym snem. BG natomiast wróci do drużyny, która, dla zabicia czasu, może popróbować przepić wodza krasnoludów, licząc na to, że ten już i tak dużo wypił. Rzecz jasna, wtedy będzie trzeba ich wynosić. – .. Można też wspomnieć o handlu, sytuacja będzie podobna, jak u elfów – elf nie dostanie nic, człowiek po teście dyplomacji, wiedźmin będzie faworyzowany. Konia kowal podkuje już w trakcie audiencji, na koniec której Horn Romalen poprosi o właściwą ocenę sytuacji, pomoc rodakom, w zamian za co oferuje broń niemalże doskonałą, której w żaden sposób nie mogliby dostać. Prosi również o niewyjawianie tajemnicy…

A co, jeśli drużyna nie ma krasnoluda? No cóż, w drodze do kowala krasnoludy przepędzą hanzę, sklną ich we wszystkich znanych językach, możliwe, że śliny w gębach nie utrzymią…

Co, jeśli nie było konia do podkucia? Zawsze można udać się do płatnerza, złotnika… Wracając do karczmy, zanim drużyna zasiądzie przy jakimś stole, podejdzie do niej karczmarz, pulchny niziołek w sile wieku. Poinformuje on BG o konieczności odwiedzenia tutejszej władzy, którą reprezentuje wójt Frazo Grindwald. Ponieważ jest on ostatnio dość niecierpliwy, najlepiej byłoby od razu do niego się udać.

I znów zakładam, że drużyna posłucha rad karczmarza. Udając się do dzielnicy ludzi znów przydałby się reprezentant rasy, wszelako zamiast człowieka może wystąpić wiedźmin, niziołek lub gnom. Jeśli takowych nie ma, hm, ludzie sklną drużynę we wszystkich znanych językach, nie utrzymają śliny w gębach, a rolnicy użyźnią wraże mordy świeżym nawozem…

Jeśli jednak reprezentant rasy znajdzie się, wójt przyjmie drużynę w sieni, owego reprezentanta zaś wprowadzi do jadalni. Tam, przy kielichach i wybornym jadle, zasiadła już grupa rycerzy. Nie będę tu wymyślał nazwisk, są to postacie drugoplanowe, choć w starciu mogą okazać się groźne. Pośrodku nich zasiada wiedźmin. Wójt usiądzie przy końcu stołu i poprosi wiedźmina, aby opowiedział gościowi ową historię:

Tuż przed świtem, wiem to na pewno, bo ćwiczyłem z chłopakami, coś eksplodowało. Najpierw myślałem, że Xavierro, nasz mag, coś przeskrobał. Wybiegłem w oddziałem straży pod jego wieżę, patrzę, a tam grupa krasnoludów uzbrojonych po zęby stoi w kupie mięsa. Pytam:

Co się, kurwa, dzieje? Oni na to:

Mag zabił tego rycerza, co wczoraj tak dokazywał… Elfy myślą, że to Bjern. Pomóżcie nam wykurzyć maga i uwolnić Bjerna!

Wtedy podszedłem do drzwi wieży Xavierro i zapytałem:

Xavierro, zabiłeś? Wziął to sobie do serca, chłop jak złoto, więc bluznął we mnie potokiem przekleństw, spośród których wyłapałem jedno słowo – nie. I ja mu wierzę…

Przede wszystkim, wykluczamy niziołki i gnomy. Wszystkie niziołki były nad ranem w karczmie, jest wielu świadków. Bedris, miejscowy konował, zakładał wójtowi szwy na nodze. Bill i Wett, członkowie straży, Stanley, mistrz ziół i jego czeladnik, Słuffy, siedzieli u Gaintego, testując jego ostatni eliksir. Wszyscy mają alibi. Nie wierzę, żeby zrobiły to krasnoludy, te oskarżenia elfów są śmieszne. Dlaczego ci dwaj tam byli? Bo mieli najbliżej! Z serca pomógłbym im w udowodnieniu racji, ale oni uparli się, że to Xavierro, tylko dlatego, że coś tam siarką zalatywało… My mamy swoją hipotezę, która jest chyba najtrafniejsza. Słuchaj więc dobrze, przemyśl to, a jeśli mało ci będzie tego, co powiem, połaź trochę po mieście i popytaj… W dzień przed tym morderstwem Gotfryd von Idless okrył się wielką sławą, wysadzając z siodła sześciu rycerzy pod rząd. Nikt z rycerzy nie znienawidził go za to, bo być pokonanym przez takiego wojownika to nie wstyd… Kiedy zaś wszyscy zebrani stwierdzili, że walka z Gotfrydem jest skazana na niepowodzenie, jakiś młody elf, co to miał nie więcej jak sto lat, kto to wie, ile dokładnie, wyzwał go na ostre. Gotfryd uśmiechnął się i stanął. Pół godziny walczyli, ale co to była za walka – Gotfryd upokorzył tego szczeniaka, pokazał mu, co znaczy wyzwać pasowanego rycerza, na koniec zaś… Cholera, może i przesadził, ale zgolił mu łeb na zero… Ten zalany łzami poprzysiągł zemstę. No i się zemścił, skurwysyn jeden… Nie wiem tylko jak, z łuku go ustrzelił, czy jak? Martwego mógł już pociąć, ale czy zabił go sam, tego nie wiem. Siedzi on teraz w lochu, czeka na szubienicę. Mimo dowodów winy ciągle się waham, więc dałem mu jeszcze tydzień. Pomóż nam, przyjacielu, a nagroda cię nie minie. Jest tu sporo złota, jakie miasto nagromadziło, a jeśli przyjdzie walczyć z elfami czy krasnoludami, to i na nich znajdziecie łup obfity…

Czy drużyna od razu rzuci się w wir walki? Jest to możliwe. Jeśli przyłączą się do elfów, wtedy przyjdzie im bronić się przed atakiem krasnoludów, oraz zaatakować ludzi. Zaatakowanie ludzi będzie naprawdę głupią decyzją, jako że ci będą na to przygotowani – po prostu rycerze staną ławą przed szubienicą, za nimi straż miejska dowodzona przez Vrena, na samym końcu chłopi uzbrojeni w widły, kosy osadzone na sztorc… Niewykluczone, że do bitwy włączy się również mag… Nie skazuję jednak z góry takiej bitwy na przegraną – wszystko jest w rękach Partacza… znaczy, Mistrza Gry.

Przyłączenie się do krasnoludów wiąże się z obroną przed atakiem ludzi, co nie powinno być aż tak trudne, zważywszy na fakt, że krasnoludy posiadają kusze zdolne przebić grube zbroje płytowe rycerzy, a straż miejska jest dość nieliczna… Atak na pozycje elfów jest kolejnym poważnym wyzwaniem, gdyż ukryte wśród drzew elfy mogą z łatwością powystrzelać tych wojowników… Zawsze jednak można elfy wykurzyć…

Jeśli BG przyłączą się do ludzi, nie zajmie im dużo czasu odparcie ataku elfów, mając zaś drużynę po swojej stronie dadzą również radę krasnoludom.

Czy to najlepsze rozwiązanie? Jeśli bohaterowie nie są w gorącej wodzie kąpani, to nie. W całej tej historii można doszukać się ukrytego wątku. Pojmany krasnolud ględzi stale o siarce. Krasnoludy twierdzą, że oprócz maga nikt nie używa siarki w okolicy. Czy aby na pewno? Mag stanowczo zaprzecza, jako miałby zamordować rycerza, jeśli bohaterowie jakimś cudem zdołają dostać się do wieży, mogą mu podać Eliksir Prawdy. Trzymany w niewoli elf zaś twierdzi, że w chwili, kiedy został pojmany, szedł do lekarza, gdyż jego przyjaciel, Stanley, ostatnio zaczął kuleć. Zapytany o to lekarz odpowie spokojnie, że zauważył to sam następnego dnia, oraz że to cud, iż mistrz mikstur jeszcze chodzi, stopa została niemal zmiażdżona, rzekomo w piwnicy alchemika jakaś ściana osunęła się…

Być może BG skojarzą alchemika z siarką, być może wpadną spytać o przyjaciela, dość, że powinni zorientować się, że w piwnicy nic się nie osunęło. Może też się zdażyć, że któryś z bohaterów odwiedzi miejscowy burdel, gdzie jedna tępych pań wspomni conieco o głębokiej urazie, jaką żywił nieboszczyk do gnoma Stanleya.

Dla naprawdę tępych graczy można zastosować ostateczność: Czeladnik mistrza mikstur wyjawi, że ostatnio jego mistrz zakopywał coś w ogródku. Po wykopaniu tego czegoś okaże się, że jest to ni mniej, ni więcej siarka. Przyciśnięty Stanley opowie o wielkim skurwielu, który to wpadł parę dni przed własną śmiercią do jego pracowni, złapał gnoma za szatę i brutalnie pobił, a na koniec nieomal zmiażdżył mu stopę podkutym butem. Przyczyną tego gniewu miała być transakcja, jaką zawarł gnom z jego żoną pół roku temu. Ta, nie posiadając śladowych ilości urody, kupiła eliksir miłości i podawała rycerzowi regularnie przez pół roku, doprowadzając do ślubu pomiędzy nimi. Na jej nieszczęście, ten możny pan wyjechał na czas dłuższy, niż czas trwania dawki eliksiru. Kiedy wrócił do domu jego żony już nie było – może i była brzydka, ale nie głupia… Odnalazł resztki mikstur, więc idąc po śladach dotarł do gnoma…

Mistrz mikstur miał jedną, bardzo brzydką wadę – był diablo mściwy. Jako gnom od dzieciństwa parał się konstrukcją różnych mechanizmów. Był dumny zwłaszcza z jednego – zapalnika ciężarowego, jak go nazwał. Wszystko było bajecznie proste, wystarczyło napełnić sakwy rycerza prochem i wcisnąć pod siodło zapalnik. Pod wpływem ciężaru zapalnik jest dociskany, co powoduje wybuch. Jedynym ryzykiem był fakt, że to chłopak stajenny miał troczyć konia. Temu jednak wystarczyło powiedzieć, że zrobi się to za niego, bo ledwo mały na nogach stoi… Koń stał przygotowany, a gnom pospiesznie wrócił na libację…

A więc jest i winowajca. Co teraz? Wydać go i liczyć na nagrody? A może jednak włączyć się spór ras? A może… Co on tam mamrocze?

Gnom składa hanzie kolejną propozycję. Za rozwiązanie problemu drużyna otrzyma nagrody od wszystkich ras, a od niego kilka mikstur. Jak? Wystarczy znaleźć kozła ofiarnego. Może wędrowny wilkołak? Ciężko, jest wiedźmin we wsi… Jakiś mag niedaleko bawił się piorunami kulistymi? Lepiej, ale…

Znalezienie kozła ofiarnego jest już wyłącznym problemem BG. Osobiście poleciłbym wydać mistrza mikstur…

9 komentarzy do “Zdarzyło się w Dresdein”

  1. Radagast pisze:

    Przyznam się szczerze, że ta przygoda mi się niezbyt podoba. Na początek mógłbym wytknąć parę błędów stylistycznych i literówek, ale te zdarzają się każdemu:P
    Ale czas na pare moich refleksji:
    1.”(…)pod warunkiem, że w danej okolicy nie ma rasistów.” czy „Miasto nie toleruje rasizmu, gdyż w jego obrębie żyją w równej proporcji: ludzie, elfy oraz krasnoludy.”-sorry, ale to jest praktycznie niemożliwe. Rasizm to smutna prawda świata Sapkowskiego, poza tym sam sobie przeczysz pisząc dalszy ciąg, w którym każdy rzuca sie sobie do gardeł z powodu śmierci przyjezdnego rycerza.
    2.Opowiadanka owszem, wprowadzaja pewien nastrój, ale mi osobiście wydają sie trochę sztywne.
    3.A co jeśli druzyna składa sie z samych driad, hamadriad, półwampirów czy jakichkolwieg innych dziwolągów? Która strona uzna ich za swoich? A jeśli w skład drużyny wchodzą Nilfgardczycy, których nikt nie lubi? (nie , no tu juz przesadziłem:) )
    Uwagą końcową jest fakt, iż poprzez tą krytykę nie zamierzam Cie obrażać ani nic z tych rzeczy. Po prostu pisze to, co myślę na temat tej pracy. Oceny nie stawiam, z racji tego, iż ty nie obniżyłeś oceny mojej pracy, wystawiając mi moje błedy;) Pozdrawiam Radagast.
    PS: A jeśli masz jeszcze jakieś pomysły to pisz, bo mimo wszystko te arty są tworzone z myślą o pomocy dla fanów gry, a nie pysznego wystawiania ich do oceny, choc i te sa potrzebne.

  2. goose pisze:

    Jakieś to dla mnie wszystko pokrecone… po pierwsze skad we wsi turnieje ryserskie. 2 watpie zeby „ludzie chytrzy i cwani” od tak zyli sobie w pokoju z elfami i krasnoludami… 3 dlaczego gracze jadac sobie spokojnie sa ozchwytywani najpierw przez krola elfow a pozniej przez wszystkich moznych „miasta”-chodzi mi o to ze gdzie sie nie pojawia sa na pierwszym planie i dotego rozchwytywanie wiedzmina(z tego co pamietam w sadze wiedzmini nie byli zbytnio lubiani).Do tego nie pasuje mi w ogole slowo rasizm… zajrzyj do sapka i zobacz jak to sie u niego nazywalo. Nie wiem co jeszcze dodac jak mi sie co s przypomni to napisze.Pozdrawiam

  3. Lucjan pisze:

    Trudno sobie wyobrazić takie miasto, nie? Ale nieludzie chcą żyć. „Każdy chce żyć”, jak pisze Sapkowski w swej powieści. Z tego to powodu umieściłem te rasy w jednym mieście, to próba symbiozy, która przecież jest korzystna dla wszystkich. Napisałem, że rasizm nie jest wskazany w takim mieście, chodziło mi wtedy o to, że jeszcze tydzień temu wszystko było ok. W momencie, kiedy podejrzenia są rzucane na te rasy wychodzą na jaw skrywane… głębsze uczucia. Dlaczego w wiosce odbywały się turnieje rycerskie? Ano, tak powstają miasta, od czegoś trzeba zacząć, a że dobre piwo jest na miejscu… Skład drużyny? Nie spotkałem się z takimi składami, ale driady zazwyczaj ciągną do elfów, wampiry do ludzi (szlachta), a Nilfgardczyków nikt nie lubi? JA JESTEM NILFGARDCZYKIEM, rycerzem. Wiedźmin? On jest lubiany, hm, akordowo- na czas wykonania pracy.

  4. Lucjan pisze:

    aha, co do tych opowiadanek- sztywne? Cholera, myślałem, że to mocny punkt. Wiem, co znaczy rasizm u Sapkowskiego, nie bójta się. Cwani ludzie widzą zysk w symbiozie…

  5. Selion pisze:

    Dla mnie przygoda trochę.. właściwie słowo „sztywna” tutaj pasowało. Zbyt torowa, myśl przewodnia to „bajarz naprowadza graczy na swoje rozwiązania”. Najbardziej lubię przygody gdzie daje nam się podstawkę i domysły i sami wedle naszych drużyn i klimatu prowadzonych sesji ustalamy rozwinięcia.
    Te turnieje to lekka przesada, można zacząć miasto od dobrego piwa, ale nie turnieji rycerskich, już mogły to być polowania myśliwskie w lasach obok tego „miasta”, ale nie turnieje 😛

    „Rzecz dzieje się w dużej wiosce, która kilka lat temu awansowała do rangi miasta”

    To w takim razie rzecz dzieje się w małym mieście, które niedawno jeszcze było dużą wioską 😛

    Początkowo bardzo mi nie pasował styl narracji, później wpadł w lekko lakoniczny (na plus oczywiście), choć ja uwielbiam charakter artykułów jakie ma na przykład Orlica 🙂
    Styl i smak.. tego mi brakowało 🙂

    Ja na miejscu elfów bym nie zaufała pierwszej lepszej bandzie, która wkracza do miasta. Ty graczom dajesz przygody, a ja wolę gdy oni sami je biorą 🙂
    I tutaj buziole dla mojego Mistrza Gry Szatana :* (Szatan to przezwisko, nie kojarzcie sobie ;D )

  6. Ciesiel pisze:

    Jak narazie zapoznałem jeno 'opis miasta’, bom spiacy kapke, ale rzec musze, ze prze krasny jest owy! 😀
    Dobra, bede moze normalnei pisał, bo to stylizowanie nie wychodzi mi tak dobrze jak Tobie. 🙂
    Juz sam wstep mnie rozbawił, a dalsza czesc az bije po oczach humorem i klimatem jakby zywcem z wyciagniecym z sagi. Świetne.
    Coprawda troche sie kupy nie trzyma kilka rzeczy, ale co tam. Styl naprawde dobry.
    To taka mała pochwała na poczatek. Rano przeczytam całość i pewnie troche pomarudze 😉
    Pozdrawiam

  7. Ciesiel pisze:

    Niestety druga czesc pracy podoba mi sie juz duzo mniej.
    Sposob otrzymania przygody i to rozchwytywanie ich przez wszystkich spotkało jest poprostu nierealistyczne. Czuje, ze moi gracze poprostu by to wysmiali i sesja by padła.

    Fajny watek z tym gnomem. Ustawił bym go na pierwszym planie i zrobił kilka zmian. Hmm… mozna by było zrobic np. tak:
    BG wpadaja do miasta, widac napiecie miedzy rasami, jest ta cała sytuacja z pojmanymi, w końcu rozpoczynaja sie walki, ale to wszystko dzieje sie samo, nikt specjalnie nie interesuje sie graczami. To oni sami chca połozyc kres walkom i uratowac miasto (moze ktorys z nich tu sie urodził / ma tu rodzine / mile to miasto wspomina i ma do neigo sentyment) przed zagłada jaka czeka niewatpliwie czeka je jesli walki nie ustana. Sami wszczynaja sledztwo, MG podsuwa im poszlaki, (po drodze wplatując ich w kilka walk, zwykłych ulicznych zamieszek miedzy rasami, coby nie bylo nudno) i w końcu BG odkrywaja sekret gnoma (albo nie, wtedy np podczas walk ktos zaproszy ogień i miasto spłonie) i staja sie prawdziwymi bohaterami, nie tylko Bohaterami Gry 😛

    Nom, teraz mi sie podoba 😛

    @Selion, dzieki za buziaki… W realu duza grupa osob mowi na mnie właśnie Szatan 😛

  8. Lucjan pisze:

    W tym rozchwytywaniu drużyny chodzi o to, że siły do tej pory były wyrównane, a drużyna ma przechylić szale… Cóż, wydawało mi się, że liniowa to ta przygoda nie jest, zaproponowałem wszak parę rozwiązań, ale przyznaję, dostrzegam teraz błędy. Przy okazji, małe miasto z dużej wioski- tak chciałem to na początku ująć, ale te przymiotniki gdzieś mi uciekły- nie, duża wioska była!

  9. tomek_n88 pisze:

    Nie jestem fachowcem, ale mogę moim skromnyn zdaniem że to jest bardzo dobry artykuł. Oby więcej takich artykułów a w szczegulności od Lucjana

Skomentuj Lucjan Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload the CAPTCHA.

top