search
top

Mori Vici

Daleko na południu są miejsca, o których mieszkańcy północy nawet w legendach nie słyszeli. Do takich miejsc należy prowincja wysunięta najbardziej na południe. Prowincja Południowa Nilfgaardu należy do jednej z najbogatszych. Znajdują się tam kopalnie złota, srebra oraz innych metali. Ciepły klimat sprzyja uprawie roślin. Stolica PPN jest Mamelodia. Miasto to liczyło w latach świetności około 8 tys. ludzi. Wielkie, spokojne miasto, centrum handlu, liczne stragany, tawerny, domy uciech. Najważniejszą rzeczą była wymiana, zyski, kontakty i pieniądze. Jedną z najlepiej rozwiniętych gałęzi było kowalstwo. Wśród nich jedną z najlepszych ról odgrywał Platt Vici i jego młody jeszcze syn Mori. Prowadzili zakład kowalski, jeden z najlepszych w mieście, może nawet i w cesarstwie. Platt był prawdziwym mistrzem, a jego syn dopiero uczył się zawodu. Już w wieku 20 lat przejawiał talent, widocznie odziedziczył go po ojcu. Gdy Mori liczył 44 wiosny jego ojciec tragicznie zmarł. W wieku 150 lat opuścił świat i Mori’ego. Powód zgonu nie został wyjaśniony nigdy. Platt miał wielu przyjaciół, którzy na początku pomagali Mori’emu. Podczas porodu stracił matkę, teraz stracił ojca, został sam.

Zdobył wiele umiejętności. Kształcił się w jednej z najlepszych uczelni w mieście. Uczęszczał na kursy szermierki i jazdy konno. Zanim Platt umarł przekazał synowi pamiątkę rodzinną. Pamiątką był miecz przekazywany z pokolenia na pokolenie. Na klindze oręża widniał napis, Mori nie umiał go odczytać, gdy zapytał się ojca, co tam jest napisane, ten mu odpowiedział, że dowie się w swoim czasie. Mori szybko nauczył się prowadzić zakład. Doprowadził nawet do zwiększenia produkcji, a także do uzyskania większych obrotów. Gdyby tylko Platt żył byłby bardzo dumny z syna. Po kilkunastu latach stał się jednym z głównych mistrzów swojego cechu. Nawet został wybrany na przewodniczącego. Jego hobby była szermierka, miecz już miał, brakowało mu tylko dobrego pancerza. Postanowił popracować nad brakującym elementem wyposażenia rycerza. Nie pracował zbyt długo. Na opracowanie prawie idealnego pancerza poświęcił ponad rok pracy. Zbroja była lekka i jednocześnie bardzo mocna. Użył dwóch nietypowych metali, sensizu i osse. Spokój w Mamelodii zepsuło wojsko. W PPN żołnierze nie byli potrzebni, ale cesarz postanowił utworzyć na terenie prowincji kilka garnizonów. Rozpoczął się pobór do wojska. Po mieście krążyli żołnierze i namawiali młodych obywateli do zaciągnięcia się. Opowiadali różne niestworzone historie, mówili, że w wojsku jest bardzo dobrze, czują się jak w domu, że tworzą jedna wielką rodzinę. W razie odmowy spisywali. Jednak wielu obywateli zgłosiło się. Mori był w niewielkiej grupie, która odmówiła. Po kilku tygodniach od poboru, sporządzono listę, na której widnieli wszyscy ci, którzy nie poszli do wojska. Dołączony był jeszcze list, napisano w nim, że wszyscy wypisani na powyższej liście powinni jeszcze raz rozpatrzyć swą decyzje, a także zgłosić się na zebranie pod ratuszem miejskim na rynku. Vici jako porządny obywatel poszedł na spotkanie, ale był nieugięty w stosunku, do służby wojskowej. Pewnego wieczoru, gdy wracał z karczmy do domu, spotkał kilku mundurowych. Ładnie się ukłonił i przeszedł dalej. Nie przypuszczał nawet, że mają wobec niego złe zamiary. Lekko chwiejący się elf nie spodziewał się ataku. Jeden z trzech wojskowych uderzył go w plecy. Mori prawie upadł na ziemię. Odwrócił się, zobaczył tylko jak drugie uderzenie. Oberwał w lewe ramię. Elf nie miał zamiaru stać bezczynnie i nic nie robić. Wyjął sztylet. Pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji gdzie walka toczy się na prawdę. Gdy żołnierz chciał uderzyć trzeci raz elf zgrabnie uniknął ciosu, a po chwili sam przeszedł do kontrataku. Wbił mu sztylet w prawą rękę, około bicepsa. Żołnierz nie był przygotowany na zdecydowany atak elfa. Był zaskoczony. Gdy dwaj mundurowi zobaczyli wbity sztylet w rękę swego kolego postanowili mu pomóc. Podbiegli i otoczyli elfa. Mori zdążył już wyjąć nóż z przedramienia. Vici wiedział, że jest w beznadziejnej sytuacji. Postanowił uciekać. W tym elemencie pojedynku miał przewagę, znał bardzo dobrze swoje miasto, czego nie można powiedzieć o wojskowych. Ukrył się w jednym z kilku zakamarków, żołnierze krzyczeli, że gdy znajdą go to powieszą za uszy. Vici czekał cierpliwie, trzymał sztylet w rękach. Nagle ktoś go złapało za głowę. Nie krzyczał, ani nie wyrywał się, od razu dźgnął go. Odwrócił się, zobaczył opadającą na ziemie postać. Zanim wyzionął ducha zdołał jeszcze krzyknąć:

„Tutaj jest ten zawszony skurwiel!”.

Mori kolejny raz musiał uciekać. Tym razem nie ukrywał się po kontach, tylko spieprzał ile sił w nogach. Zgubił ich. Nie skierował się do domu tylko do swego najlepszego przyjaciela. Nie wiedział co miał zrobić. Pierwszy raz zabił człowieka, ręce mu drgały, jąkał się i był zlany potem. Meper po kilku chwilach zastanowienia powiedział, żeby poczekał do rana. Jeśli sprawa by ucichła powinien zapomnieć o tym, a jeśli nie powinien uciekać z miasta. Mori nie spał u siebie, został razem z przyjacielem. Nie mógł usnąć w nocy. Rano obaj poszli do domu Vici’ego. Przechodzili przez rynek, w tym czasie herold ogłosił, że zamordowano jednego z żołnierzy z pobliskiego garnizonu. Zapowiedział śledztwo oraz surową karę dla mordercy. Gdy usłyszeli tą nowinę przyśpieszyli tempa. Mori musiał uciekać.

Grono podejrzanych było niewielkie. Pierwszym kryterium na podstawie którego sporządzono listę świadków była decyzja związana z poborem. Drugim rasa. Lista zawierała około 20 pozycji. Mori spakował najpotrzebniejsze rzeczy, miecz, zbroje, osiodłał konia. Zakład kowalski powierzył Meper’owi. Wyruszył na północ. Meper wyszedł z domu Mori’ego, przed budynkiem stało już 5 wojskowych, wszyscy na koniach. Zapytali się czy tu mieszka Mori Vici. Meper odpowiedział, że tak, ale nie ma go w domu bo o tej godzinie jest w zakładzie kowalskim. W ten sposób dał trochę więcej czasu na ucieczkę Mori’emu. Gdy żołnierze zoriętowali się, że Meper ich okłamał, wrócili się przed dom elfa. Nie zastali tam nikogo. Zobaczyli tylko nie porządek, wielki rozgardiasz. Domyślili się, że Mori pakował się w pośpiechu. Szybko wrócili do garnizonu, stamtąd wyruszył pościg. Wojskowi nie wiedzieli w którym kierunku jechał Mori, dlatego wysłali około 15 ludzi na we wszystkie rozsądne możliwe drogi ucieczki. Na południu było może, na zachodzie góry, zostały wiec tylko dwie drogi, północ i wschód. Vici uciekał bardzo szybko, starał się omijać główne szlaki. Nie wiedział czy goni go żandarmeria, ale wolał się nie przekonywać.

Po około trzech dniach był zmuszony do zajechania do jednej z przydrożnych tawern. Odpoczął trochę, zjadł ciepłego mięsa, napił się zimnego piwa, a także porządnie nakarmił wierzchowca. Podczas posiłku podszedł do niego pewien człowiek. Pytał się o wiele rzeczy, Mori nie chętnie odpowiadał, ale aby zachować choć trochę pozorów kontynuował dialog. Najwidoczniej człowiek wyczuł, że elf jest spięty, nerwowy, jak to później określił „zobaczył to w jego oczach.” Hasoer zaproponował, że przeprowadzi go bezpiecznie tam gdzie będzie chciał. Elf nie był pewien czy może zaufać dopiero co poznanemu człowiekowi. Po kilku chwilach namysłu Vici przystał na warunki Hasoer’a, które postawił wcześniej. Chodziło głównie o pieniądze. W zajeździe spędzili około 30 minut, elf niecierpliwił się, ale człowiek był bardzo spokojny. Od tej pory jeździli jedynie leśnymi drogami. Znali je tylko nieliczni, gdyż były bardzo zarośnięte, nie mijali nikogo. Wędrowali długo, nie widzieli żadnych śladów pościgu, myśleli, że już uciekli. Podczas wyprawy Hasoer nauczył wielu rzeczy młodego Mori’ego. Podszkolił go w walce mieczem i walce wręcz. Zauważył, że miecz elfa jest bardzo piękny i ostry jak najostrzejsza brzytwa. Nie widział napisów na klindze. Vici dowiedział się jak należy się ustawiać podczas walk, gdzie przeciwnik ma przewagę liczebną. Jaką broń najlepiej używać przeciwko mieczom, toporom, włóczniom itd. Hasoer był bardzo doświadczonym wojownikiem, wiele wiedzy przekazał Mori’emu, a Mori podziękował i zapłacił bardzo wiele za te nauki. Był tylko jeden mankament. Nie wykorzystywał zdobytej wiedzy w praktyce.

Podróż dobiegła końca, widać już było Albe. Rozstali się i już nigdy więcej nie słyszeli, ani nie widzieli się. Mori miał nadzieje na nowe życie, musiał wszystko rozpoczynać od nowa. Czekał go ciężka praca. Zanim osiadł w jednym miejscu minęło wiele czasu. A dokładniej minęło około 20 lat. Pod czas tego okresu bardzo wiele podróżował. Spotkało go w tym czasie wiele przygód, ale o tym za chwile… .

2 komentarze do “Mori Vici”

  1. hubi234 pisze:

    Ciezko sie to czyta…. Czas: jak przeszly, to przeszly, a nie tak jak tu… To jest chyba to, co mnie najbardziej razi. Tez troche naiwny storyline.

  2. Piok pisze:

    Prostolinijny wg mnie….

Zostaw Komenatrz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload the CAPTCHA.

top