search
top

Co za pogoda!

Co za pogoda! To ledwie ranek, nie powinno piec aż tak strasznie, a tu taka niespodzianka. Niespodzianka? Co ja mówię? Niespodzianki zazwyczaj bywają przyjemne. Dlatego właśnie każdy dzieciak z takim zniecierpliwieniem ich oczekuje. Ach, one to mają dobrze! Może ktoś twierdzić, że ich los jest równie ciężki jak nasz, już w kwiecie wieku, a nawet gorszy. Obarczane nieznośną pracą przez rodzicieli, którzy nieraz nie potrafią łączyć końca z końcem. Harują w trudzie, niekiedy nieznośnym, ponad ich siły. Ha! I co z tego, pytam? Co z tego, że może i fizycznie są czasami męczeni, ale za to ich duch jest wolny. Pozbawiony dylematów, wewnętrznych sporów, odpowiedzialności. Jednym słowem, wolny jak ptak! Jakże bym chciał choć na moment powrócić do tych łąk kwiecistych, do tych pagórków zielonych! Cholera, po co się nad sobą rozczulam? I to w takim dniu? Coś chyba nie jest ze mną najlepiej. Przecież to nie jest mój pierwszy raz. Czyżby i mi udzielał się ten wisielczy nastrój? Pal to licho! Dość tego rozklejania się! Czas sprawdzić, czy wszystko jest w odpowiednim porządku. Rzeczywiście, ładnie przypieka. Że też nasze kochane słonko nie mogło wybrać innego terminu, by się zaprezentować. Jak na złość! Jestem w samym tylko kaftanie, a tak mi gorąco. Co będzie potem? Wolę nie myśleć. Choć z drugiej strony, kiedy przyjdzie co do czego, to zawsze zapomina się o skwarze i upale. Zaczyna doskwierać dopiero po wszystkim. Ale wtedy jesteśmy już z tego zadowoleni, bo przynajmniej to czujemy. A skoro możemy coś odczuwać, to znaczy, że nie jest jeszcze z nami tak źle. Nawet, jeśli jest to ten przeklęty upał! Swoją drogą, to ciekawe, co u mojej Luizy. I oczywiście jak mój malec wyrósł. Pewnie po powrocie go nie poznam. Po powrocie, psiakrew! Dobra, pójdę sprawdzić, w jakim stanie mój ekwipunek. Jeśli ten dureń Garek go nie wyszorował na połysk, to go… Po co w ogóle przyjmowałem go na giermka, nicponia jednego? Zaraz po tym wszystkim chyba go odprawie. Nic mi po nim, tylko potrafi zszargać moje imię swymi durnymi wybrykami! Trzeba z tym skończyć! Ale to potem, teraz mamy przed sobą… Mniejsza z tym. Ach, dobrze chociaż że te namioty dają jakiś cień. Co prawda niewiele, ale zawsze… Ciekawe, kto siedzi w tym kręgu? Tfu, kto żłopie gorzałkę! Pewnie znowu będą tam Markus i Joan. No jasne, jakby mogło być inaczej. Że też tak mogą! I to jeszcze przed taką chwilą. Gdybym teraz zwrócił na to uwagę, to zapewne czekałby ich sąd wojskowy. A powinienem zareagować. Tak właściwie, to przecież oni mi w pewnym sensie podlegają. Ale niech im już będzie, tym razem przymknę oko – w końcu może to być już ostatnia okazja. Co ja znowu wygaduje? Do diabła! Nieważne. Trzeba trochę przyśpieszyć. Ciekawe, dlaczego rozbiliśmy się właśnie u samego podnóża tego pagórka? Teraz muszę się wspinać na sam szczyt, do hrabiego, de Ruytera. Może kto nie chciał, byśmy dostrzegli ich liczebność? Przesadzam. To przecież zwykła rutyna, jak choćby pod Sodden. Wtedy to był dzień! Pamiętam to jak dzisiaj. Przeważające siły wroga pierzchały przed naszymi kopiami, ich chorągwie zadeptane w błocie przez podkowy. Żeby tak to się teraz powtórzyło. A jednak przed tamtą bitwą byłem znacznie bardziej spokojny. Skąd to nagłe zdenerwowanie? Czyżby przez to, że dzisiejsza ma zadecydować o naszym upadku bądź zwycięstwie? Chyba tak… Ale przecież tamta była równie ważna. Więc dlaczego udziela mi się taki nastrój? Ach, zresztą nie tylko mi. Wystarczy popatrzeć choćby na tych tam, z piechoty. Mimo że pozostało jeszcze trochę czasu do bitwy, już im się kolana trzęsą jak umarlakom. Zresztą być może pod koniec dnia rzeczywiście tacy będą. I z pewnością nie tylko oni. Widać, że są strasznie podenerwowani, zapewne więc to nowi rekruci. Ledwie potrafią utrzymać piki. Jak ja pamiętam początki mojej kariery w wojsku! Co prawda widzę to jak przez mgłę, ale mimo wszystko… Co to była za chwila! Sala pełna dworzan i rycerzy, my, dumni z siebie giermkowie klęczymy przed tronem jego wysokości. Przypominam sobie, jak podniosłem rozpromienioną twarz i napotkałem wzrok mego ojca. Potem uroczysta przysięga przed królem. Bronić ojczyzny w niebezpieczeństwie, honor swój szanować nad życie, pierś nadstawiać za szlachetne ideały. Takie proste, a jednocześnie zawierające chyba wszystko. I to, do jasnej cholery, robię teraz. Za Ojczyznę, za dzieci naszych dzieci, by ich życie w kraju rodzinnym i wolnym płynęło! Co prawda w praktyce wygląda to wszystko całkowicie inaczej, ale pomimo tego założenia pozostały te same. Nie, żebym był jakimś idealistą, ale po to w gruncie rzeczy jesteśmy. Dobra, dość tych patetycznych tyrad. Na to przyjdzie jeszcze czas. Trzeba jednak przyznać, że od tamtych chwil minął kawał czasu. I drogę przebyłem też niemałą. I w bitwach ilu brałem udział? Teraz kolejna. Lecz pierwszy raz mam wrażenie, że jest możliwość, choć cień możliwości, że mogę jej… Głupie przesądy, nic więcej! Bitwa, jak bitwa, za kilka dni będziemy ją opijać w jakiejś karczmie. Świetnie, już jestem prawie przy taborach. Najwyższa pora się przygotować, nie ma co dłużej tego odwlekać. Mój rumak pewnie już gotowy, teraz na mnie kolej. Te blachy ciężkie jak cholera, a Garka nigdzie nie ma. Jak dopadnę nicponia… O, jest! Ma szczęście chłopak. Naprawdę wielkie szczęście. Ale w tym gorąco! I na dodatek musze siedzieć w tej puszcze jeszcze kilka dobrych godzin. A tak na dobrą sprawę, to przed śmiertelnym ciosem i tak mnie ona nie uchroni. Tego jednak wymaga nasz prestiż, prestiż rycerstwa. Mefistof widzę już przygotowany. Pora go w końcu dosiąść. Dobrze, teraz to już jestem chyba w pełni gotowy. I słonko nawet zdecydowało się zajść za chmury. Lepiej chyba być nie mogło. Przynajmniej nie upieczemy się, gdy będziemy już w szyku czekać na ruch nieprzyjaciela. Żeby tylko się nie rozpadało. Co prawda, im zaszkodzi to tak samo, albo nawet bardziej, ale jednak nie chcę być stratowany w błocie. Śmierć mało bohaterska. Zresztą po co od razu o tym rozprawiam? Dałbym sobie wreszcie spokój. Czyżbyśmy się w szykach ustawiali? Najwyższy czas więc wyjechać wreszcie za wzgórze. Ciekawe, co zobaczę? To znaczy jak bardzo przewyższają nas oni liczebnością… No, już zaraz się wyłonią. O jasna cholera! Czterdzieści tysięcy jak nic, jeśli nie więcej! I tak stoją niewzruszenie… Czekają. A nas ilu? Może będzie połowa z tego. Jest ich dwa razy więcej. A mimo to nie ruszają się, spokojnie pozwalają nam się uformować. Jak kamienne posągi. Jedyne co się porusza, to proporce na wietrze. Nie, one lecą nad ich głowami jak stado sępów, gotowe prowadzić na nas tę hordę. Bo kiedy się wreszcie zdecydują, to zmyją nas jedną, jedyną falą. A tutaj, przed nami, równina. Trawą zieloną porośnięta. Nie ma pojęcia, że za chwilę zostanie zryta tysiącami kopyt, pokryta kałużami krwi. Nie, ona po prostu beztrosko sobie rośnie. Dlaczego na wojnach zawsze najbardziej cierpią niewinni? Zielona łąka, pobliska wioska spalona przez komando Wiewiórek. Tak to zawsze jest. Ale czy to ma sens? Nie wiem, do diabła! Nie mam pojęcia. Nie, co się ze mną dzieje? Nigdy się tak nie zachowywałem. I to nie w takim momencie. Na wszystkie demony, weź się w garść! Albo walczysz, albo giniesz! Teraz nie ma już odwrotu! Tak. Czy ja dokonałem wyboru? Nie wiem. Ale musze liczyć się teraz z jego konsekwencjami. Psiakrew! Dość tego. Czas robić to, co potrafię najlepiej. Czas zabijać! Jest ich więcej. I co z tego? My jesteśmy znacznie lepsi! Nie, nie o to tu chodzi! My walczymy o swe domy, o rodziny i dzieci! I w tym tkwi cała nasza moc! Zaczyna się? Nie, jeszcze nie. Czemu tak długo zwlekają? Mój miecz jest gotów? By mordować. Choć z drugiej strony, oni także są ludźmi, walczą jedynie z przymusu, z rozkazu cesarza. Nie, błąd! Teraz to już nie ludzie. To wrogowie! Mieli wybór, jak i my. Już go dokonali. Teraz trzeba się rozliczyć z przeznaczeniem. Z wolą Opatrzności. Jak pięknie lśni moja zbroja. Gdyby ojciec mógł mnie teraz widzieć! On także walczył za ojczyznę. I poległ. Dlatego właśnie słynny jest przez wśród całego rodu. Dlatego ułożono o nim pieśń. Dlatego jego potomek może patrzeć z duma nawet w oblicze monarchy. Dlatego jest nieśmiertelny! Ziściło się jego marzenie. Cóż to jest raz zginąć, by potem twe czyny w hymnach pobrzmiewały? Jedna chwila bólu, za wieczność triumfu. Jakże ja bym tego pragnął! A może to już dzisiaj? Nie boję się. Już nie. Zobaczycie, czarni! Zobaczycie lwa w boju! Jestem gotów! Dlaczego ten Foltest tyle zwleka? Strach go opanował? Taki dostojny rumak, siwak, białymi liliami upiększony. To tylko poza. Jego Królewska Mość pewnie jeszcze nigdy nie widział żadnej bitwy. Teraz nie wie co robić. Że też przyszło mi się bić pod obcym władcą. Dlaczego nie ma tu Vizimira? Przeklęci czarni! Zapłacą mi za to! Zapłacą po stokroć! To już? Ruszają. Zaczęło się. Śmierć czarnym! Ku chwale! Teraz nasza kolej! Ze skrzydła. W galop! Nie ma odwrotu. O cholera! Łucznicy. Deszcz strzał! Nasi padają! Jak muchy. Wszyscy w około. Kolej na mnie? Tak od razu? Co ja tu robię? Jaki dureń wystawia chwiejny płomyk świecy życia na wiatr? Zaraz się zderzymy. Czarne płaszcze. Konie. Teraz! Chaos, zamieszanie. To nasi? Nie! Tnij, prosto! Dobrze! Jednego już nie ma! Za Redanię! Za Vizimira! Co? Gdzie jestem?! Wszędzie czarne płaszcze. Nie ma naszych. O psiakrew! Muszę się przebić! Muszę! Nie! Okrążyli mnie! Ból. Nie mam hełmu. Coś ciepłego na włosach. Krew. Moja krew! Oberwałem! Co się dzieje?! Pieśni, hymny. Pal je licho! Nie warto! Zbyt drogo! Cholera! Muszę się przebić! Moja tarcza?! Herb rodowy! Co się stało?! Nie czuję ręki. Nie ma tarczy! Nie dam rady. Za dużo ich. Jeszcze nie było nigdy tak źle. Zbyt głęboko się wbiłem! Teraz się nie wydostane. Muszę czekać aż nasi się tu przedrą! Nie wytrzymam! Za dużo, za dużo! Tutaj! Jest luka! Nie, zajechał! Dostał! Droga wolna! Psiakrew! Co się dzieje?! Spadam! Z kulbaki. Nie mam konia! Już po mnie! Pieśni, do diabła! Nieśmiertelność! Sram na taką nieśmiertelność! Luiza! Nie dam się tak łatwo! Tanio skóry nie sprzedam! Nie, za dużo! Ziemia. Co ona tu robi? Ciepła, lepka. Krew? Moja? Mieli rację. Co w pieśni… wiecznie żywe… w …życiu… niechybnie… ginie.

3 komentarze do “Co za pogoda!”

  1. Radost pisze:

    Muszę przyznać, że podobało mi się 🙂 Ciekawy pomysł. Wszystko z punktu widzenia jednego człowieka. Brak klasycznych opisów, brak dialogów, jedynie wewnętrzny monolog. Fajnie to wyszło. Jeszcze raz mówię, podobało mi się.

  2. Crazy Punk pisze:

    Daje 9. To wystarczy za komentarz.

  3. siman pisze:

    Fajne, ale czuję pewien niedosyt. Autor niczym mnie nie zaskoczył ani nie poruszył. Przeczytałem. Podobało się. 8.

Skomentuj Radost Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload the CAPTCHA.

top