search
top

Zangwebar i Ofir


Zangwebar i Ofir (część druga i przedostatnia)

W poprzednim swoim tekście dotyczącym tych dwóch niezwykle egzotycznych krain, pozwoliłem sobie opisać pokrótce ich geografię oraz mieszkańców. Tym razem skoncentruję się na dwóch innych aspektach religii i społeczeństwie nieludzi. Zapraszam do lektury…

Religia i wierzenia

Tradycyjnie zaczniemy od Ofiru. Jeśli chodzi o religię, to w kraju tym występuje politeizm. Cztery najważniejsze bóstwa, które pozwolę sobie opisać nieco później, to według miejscowych wierzeń synowie i córy nieodzownego opiekuna pustyni Wielkiego Słońca. Ofirczycy wierzą, że każdy z nich został ulepiony przed wiekami przez jednego z bogów, z gliny wziętej z dna rzeki Nelhad i wysuszonej na środku pustyni. A tylko od Wielkiego Słońca zależy kiedy i w jakim okresie historycznym dany człowiek zostanie powołany do życia. Mała dygresja ludzie z Kontynentu są dla Ofirczyków nieco mniej szlachetni i godni, jakoże glina z której są zrobieni nie wysychała w promieniach Wielkiego Słońca.
Każdy Ofirczyk, zaraz po urodzeniu, otrzymuje od uczonego astrologa symbol swojego patrona innymi słowy data urodzin decyduje o tym, który z czterech bogów Ofiru 'ulepił’ daną osobę. Te cztery bóstwa to: Raeh władca pogody i sił natury; ludzie 'ulepieni’ przez niego cechują się odwagą i aktywnością (symbol błyskawica), Imhura pani nocy i ciszy; jej 'podopieczni’ to ludzie mądrzy i bystrzy (symbol księżyc), Kailil bóg zmian i marzeń; jego 'dzieci’ są ambitne i sprytne (symbol koło wpisane w kwadrat), Safeth bóg tworzenia i destrukcji; ludzie, którzy mają go za patrona są albo obdarzeni zdolnościami przywódczymi, albo (w znikomej ilości) są nieobliczalni i szaleni (symbol młot). Z powyższego schematu wyłączeni są jedynie Synowie Piasku owiane złą sławą dzikie plemiona koczowników, dla których wiara (poza tą w siebie) jest pojęciem czysto abstrakcyjnym.
W każdym ofirskim mieście, czy nawet osadzie, centralnym punktem jest zawsze wysoki, kamienny słup, wokół którego trzy razy dziennie mają obowiązek modlić się mieszkańcy. Czynią to na kolanach, z twarzą zwróconą zawsze ku Słońcu, kłaniając mu się na początku i na końcu modlitwy. Wybór czasu rozpoczęcia modlitw jest kwestią indywidualną. Budowle takie jak świątynie, w Ofirze nie istnieją. Czasem jednak wędrując przez pustynię można natknąć się na stary, kamienny budynek przypominający nieco klasztor. W takich przybytkach swój żywot spędzają przedstawiciele wyalienowanej i wysublimowanej kasty kapłańskiej.
Jeśli natomiast chodzi o kwestię religii w Zangwebarze, to tu sprawy mają się całkowicie inaczej. Jakoże plemiona tamtejszych tubylców nie stoją na zbyt wysokim poziomie cywilizacyjnym, to nieobce są im praktyki takie jak składanie ofiar z pożywienia, zwierząt czy nawet ludzi. Co do świątyń i miejsc kultu, to takowe sytuowane są zawsze w miejscach, w których występuje źródło wody i obfitość zwierzyny. Budowle świątynne wznoszone są z nieociosanych głazów uszczelnianych ziemią przypominają nieco kręgi druidów, są jednak od nich bardziej prymitywne. Po środku takiego kręgu zawsze znajduje się płaski głaz, który pełni funkcje ołtarza. Zangwebarczycy nie znają pojęcia indywidualnej modlitwy zawsze odprawiają praktyki religijne razem, nierzadko całymi plemionami. Nie modlą się jednak zbyt często robią to tylko wtedy, gdy chcą wystarać się o coś lub przeprosić swoich bogów. Każde plemię czy klan posiada jednego szamana, odpowiedzialnego za przeprowadzanie duchowych obrzędów. Osobnik taki cieszy się szacunkiem i estymą równą samemu przywódcy plemienia. Jest również jedyną osobą, która ma jakiekolwiek pojęcie o zielarstwie i medycynie.
Jeśli chodzi o wyznawanych bogów, to sprawa jest mocno skomplikowana każdy zangwebarski klan posiada inne bóstwo opiekuńcze. Bóstwem takim może być jakiś element krajobrazu na przykład wodospad, wybrany gatunek zwierzęcia, niezwykle stare drzewo, jasna gwiazda na nieboskłonie czy głaz o dziwnym kształcie. Ale może się również zdarzyć, że takowym będzie jakiś członek plemienia, który poległ bohaterską śmiercią lub zasłużył się dla klanu. Z powyższych względów odradza się mieszkańcom Kontynentu zwiedzającym Zangwebar kąpieli w urokliwym bajorku czy wyrzynania napisów na wiekowych drzewach. Bo można wtedy skończyć jako ofiara dla przebłagania rozgniewanego bóstwa.
Ostatnią ciekawostką są wierzenia sławetnych Myśliwych z Gór Czerwonych ci odszczepieńcy wierzą jedynie w ukojenie duszy poprzez śmierć, dlatego też bez wytchnienia walczą z potworami z górskich szczytów. Należy zwrócić także uwagę na fakt, iż lubują się oni w filozoficznych rozważaniach na temat życia i śmierci właśnie.

Nieludzie

Tym razem nie będę opisywał osobno nieludzi z Zangwebaru i Ofiru, ale po prostu wymienię i pokrótce scharakteryzuję ich niewielkie społeczności na Dalekim Południu.
Elfy występują tylko jednostkowo, nie zakładając żadnych stałych osiedli. Wszyscy miejscowi przedstawiciele tego gatunku to prawdziwa, czysta Starsza Krew. Niezmiernie jednak rzadko można tu spotkać młodego elfa, jakoże cała praktycznie młodzież wyemigrowała na północ, uważając tamte krainy za ciekawsze. Z powyższych względów widuje się tu tylko starych przedstawicieli rasy, trudniących się profesjami uzdrowiciela czy uczonego (Ofir) albo samotnika szukającego sensu istnienia pośród dżungli (Zangwebar). Nie ma tu również miejsca dla półelfów, a to dlatego że Ofirczycy i Zangwebarczycy uznają związki z innymi rasami za nieczyste. Jak więc widać elfy dalekiego Południa są gatunkiem na wymarciu.
Krasnoludy natomiast mają się o wiele lepiej, trzymając się w dużych grupach i pomagając sobie wzajemnie. Można ich spotkać w każdym prawie mieście Ofiru, gdzie pracują zazwyczaj w zawodzie inżyniera czy robotnika budowlanego, natomiast w Zangwebarze mieszkają tylko w Czerwonej Faktorii górniczej osadzie u podnóża dzikich Gór Czerwonych. Wszystkie krasnoludy Dalekiego Południa stanowią jedną wielką rodzinę i wystąpienie przeciwko jednemu z nich skończy się niechybną wendettą ze strony reszty.
Co do gnomów, to jest ich tu dosłownie kilkunastu, żyjących w społeczeństwach krasnoludów (każdy tutejszy gnom to uciekinier z Kontynentu). Także szansa ich spotkania jest bliska zeru. Rzecz z niziołkami ma się podobnie jest ich tu konkretnie czterech! Wszyscy pracują w objazdowym cyrku Tobiasa Katzmollera, człowieka z Północy, który wpadł na pomysł, by dorobić się na Ofirskiej publiczności. Niestety, podobnie jak w przypadku Kontynentu, i tu mu nie wyszło…
Wiedźminów w tych stronach oczywiście nie uświadczysz. Ich namiastką mogą być jedynie zangwebarscy Myśliwi z Gór Czerwonych.
Jeśli natomiast mowa o stosunku miejscowych do nieludzi, to sytuacja ma się podobnie do tej z Kontynentu nieludzie są tu traktowani jak półludzie. W Ofirze jest to powodowane względami religijnymi inne rasy nie są bowiem dziećmi Wielkiego Słońca i mają status tylko nieco lepszy od zwierząt domowych. A tolerowane są tylko ze względu na ich przydatne umiejętności. Zangwebarczycy natomiast darzą wszystkich nieludzi wrodzoną nieufnością i podejrzliwością, lecz nie brakiem szacunku. Największą zaś estymą cieszą się krasnoludy z faktorii, które według słów tubylców 'potrafią zajrzeć do serca gór’. Należy również dodać, że większość miejscowych nieludzi nie jest zadowolonych ze swojej sytuacji życiowej i pragnie za wszelką cenę dostać się na bardziej tolerancyjne (przynajmniej tak im się wydaje) północne tereny.
I to by było na tyle w kolejnym, ostatnim już odcinku cyklu opiszę jeszcze ważniejsze lokacje Dalekiego Południa oraz charakterystyczne dla tego regionu osobistości…

C.D.N..

Zostaw Komenatrz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload the CAPTCHA.

top